Z pamiętnika wychowawcy świetlicy. Chaos (nie)kontrolowany...

Szanowni czytelnicy, daję znać, że jestem, mam się dobrze, nie zamknęłam bloga, nie zapomniałam o Was , i że przeliczyłam się ze swoimi możliwościami.... Ja, która zawsze uważałam się za osobę dobrze zorganizowaną, przyznaję się do tego, że bardzo się myliłam. Nie sądziłam, że powrót do pracy po dłuższej przerwie może być tak TRUDNY. Nie podejrzewałam, że moje życie zamieni się z leniwego rytmu podporządkowanemu małemu dziecku na pośpieszny pociąg z jazdą bez hamulców. No inaczej tego nie umiem nazwać ;) A żeby było ciekawiej, już raz taki powrót do pracy przeżyłam i zupełnie nie pamiętam tego, że było jakoś trudno. Hmm... Co się zmieniło? Ja? Dzieci? Rodzice? Wszystko jednocześnie?

Moja świetlica:
to ok. 120 dzieci z klas I-VI ( głównie młodsze),
to również dzieci, które czekają na zajęcia indywidualne lub dodatkowe, które nie chodzą na religię i na basen. To dzieci, które pomyliły godziny lekcji i przyszły za wcześnie do szkoły...,
to 6 wychowawców plus ja (na pełnych etatach tylko dwóch, reszta ma rozdzielone godziny),
to głównie jednozmianowość z jedną klasą, która chodzi na drugą zmianę,
to dwie sale, w tym jedna większa z dywanem, na którym można się bawić (nie mamy łazienek czy umywalek w świetlicy, trzeba wyjść z sali, żeby skorzystać z toalety, czy umyć ręce),
to kartki, kredki, plastelina, piłki, gry planszowe, lalki, klocki i cała masa różnych rzeczy, które potrafią roznieść się po całej sali,
to miejsce, w którym czuję się dobrze, w którym czuję się lubiana,
to śmiech, radość, nieprzewidywalność, swoboda, elastyczność działania, kreatywność i hałas,
a chwilami to po prostu cyrk na kółkach!

Kto pracuje w świetlicy, ten wie, o co mi chodzi.

Do dzisiaj miałam zaległości w uzupełnianiu dzienników (nareszcie wyszłam na prostą).
Nie zrobiłam jeszcze nic na gazetkę jesienną w świetlicy. A na gazetkę w holu poświęciłam 10 minut pomagając koleżance zawiesić krepę i bristol (haha....).
Nie nauczyłam jeszcze dzieci grać w Palce w pralce. Właściwie to nie usiadłam z nimi na spokojnie do żadnych planszówek czy gier karcianych.
W mojej szafce jest bałagan, niekoniecznie widoczny dla innych, ale ja wiem, że scenariusze zajęć pomieszane są z kolorowym papierem, szablonami, kolorowankami i niedokończonymi pracami dzieci.
Bywa, że wysyłam rodziców do różnych sal po nieswoje dzieci, bo mylą mi się jeszcze twarze uczniów. Dlaczego Filip jest tak podobny do Bartka???
Klasa pierwsza w ogóle mnie nie słucha, no może za wyjątkiem kilku dziewczynek, które przychodzą się przytulać i upewnić, że mama zaraz przyjdzie.
A między godziną 12:30, a 13:00 mam ochotę uciekać z pracy. To najgorszy moment w ciągu całego dnia, kiedy schodzą się praktycznie wszystkie klasy, a dzieci trzeba zapisać, zaprowadzić na obiad, przypilnować, żeby odłożyły plecaki na miejsce, po czym musimy dotrwać, do momentu kiedy możemy wszyscy wyjść na plac zabaw (będziemy płakać, jak zaczną się deszcze...).
Przytłacza mnie hałas, to że rzadko mi się udaje dokończyć coś, co zaczęłam i te momenty, kiedy w świetlicy jest naprawdę tłoczno (ja wiem, że to specyfika mojej pracy, ale nie mogę się jeszcze przestawić na ten rytm). I ciągle mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, że coś mogłam zrobić lepiej, i że to co robię to zdecydowanie za mało... Też tak macie?

Ale za to...
Nauczyłam się wszystkich imion i nazwisk dzieci, ale czy chodzą do klasy A, B czy C to nadal nie umiem zlokalizować.
Już mniej więcej kojarzę, kto chodzi na obiad, a kto nie (czyli nie dam się już oszukać słodkim niewinnym minom dzieci-ja na obiad? nieee, mama mi dziś nie wykupiła).
Zaczęłam wreszcie regularnie prowadzić zajęcia taneczne i plastyczne.
We wtorek udało mi się pierwszy raz coś dzieciom przeczytać (pierwsze koty za płoty). A dzisiaj powtórzyłam pomysł z czytaniem i myślę, że zrobię z tego cotygodniowy rytuał.
Nie miałam żadnych scysji z rodzicami, co uważam za sukces, ponieważ jestem dobrym przykładem tego, jak z rodzicami nie należy rozmawiać. 
Po głowie chodzą mi różne pomysły na zrobienie czegoś, czyli nareszcie moje szare komórki przestawiły się na tryb praca.

Tylko, że...
Jestem bardzo zmęczona. Rano pomimo tego, że ustawiam budzik wcześniej i tak się spieszę. Muszę wyszykować dzieci do żłobka i przedszkola, zrobić małe zakupy, a potem biec do pracy, gdzie już czekają uczniowie. Przychodzę do szkoły, odkładam torebkę i już zabieram się do czegoś. O wiele lepiej czas płynie i uczniom i mnie samej, gdy coś fajnego razem robimy. Teoretycznie jest mniej hałasu, w praktyce nie zauważyłam różnicy, ale przynajmniej powstają piękne prace plastyczne. Ledwo skończymy zajęcia, a już kolejne klasy wracają z lekcji (czasem nie ma kiedy zjeść spokojnie posiłku i napić się ciepłej herbaty).

Moje życie kręci się wokół obowiązków domowych i zawodowych. Bywa, że nie zdążę zjeść śniadania w domu. Zasypiam w autobusie do pracy. Żyję właściwie z dnia na dzień. Rzadko przygotowuję coś wcześniej na zajęcia. W domu klocki Duplo leżą w różnych dziwnych miejscach, choć byłam pewna, że ja wszystkie posprzątałam. I na pewno nie zdałabym testu białej rękawiczki Perfekcyjnej Pani Domu ;)
W domu jak dzieci zasną, to nie wiem, za co się zabrać. Sprzątać? Iść spać? Przygotować zajęcia? Blogować? Poczytać książkę? Serial obejrzeć? Poprzytulać się z drugą połową???

Ratunku!

W pracy od całkowitego chaosu ratuje mnie kilka sprawdzonych rzeczy:
1. Jak ktoś robi herbatę, czy kawę, proszę, żeby przy okazji przygotował mi też ;)
2. Mam przygotowaną teczkę z kolorowankami, rebusami, prostymi zadaniami na czarną godzinę, czyli na taką chwilę, kiedy nagle klasy mają zmiany planu lekcji itp, itd.
3. Wtedy kiedy już można (czyli jak większość klas skończy lekcje) wychodzimy na godzinę na plac zabaw, a po powrocie rozdzielamy się na kilka sal (w jednej odrabiamy lekcje, w innej są zajęcia tematyczne połączone z zabawami na dywanie, a w dwóch naszych świetlicowych są dzieci, które chcą się po prostu swobodnie pobawić).
4. Mam zawsze kilka pomysłów zajęć dla tych dzieci, którym w świetlicy nagle zaczęło się nudzić lub gdy tęsknią za rodzicami (moja pierwsza propozycja zawsze brzmi, a może ułożysz puzzle? - mamy ich całkiem sporo na stanie).
5. A gdy akurat zdarzy się, że w świetlicy nie ma żadnego dziecka, jem spokojnie śniadanie, korzystam z łazienki, a dopiero potem siadam do wypełniania dziennika i innych świetlicowych spraw. Kilka minut przerwy też się nam należy. Nie jesteśmy przecież cyborgami. 

Taaak. To jest właśnie moje życie. Ale wiecie co? Z dnia na dzień jest coraz lepiej :) Codziennie wstaję z postanowieniem, że dzisiaj wyrobię się ze wszystkim i z myślą, że będzie po prostu fajnie.

I jest. Mimo tego hałasu, pośpiechu, bałaganu i niespodzianek w pracy lub w domu.

Mam do Was dwa pytania:
1. Czy macie jakieś sprawdzone triki ułatwiające pracę w świetlicy?
2. Jak wygląda u Was sprawa posiłków? Jecie razem z dziećmi czy możecie wyjść na krótką przerwę?

Zawartość mojej szafki w pracy








Komentarze

  1. U nas jeszcze gorzej.Zwłaszcza na obiadach.Wrzask.Szkoła przetrwania.Świetlica połączona ze stołówką w tym samym pomieszczeniu. mam tak dość, że kompletnie nie interesuje mnie czy jestem lubiana. Od rana staram się przetrwać do końca zajęć. Kto tak pracuje i dlaczego? Chory kraj i system edukacji.Edukacji? A może raczej bardziej system przechowywania dzieci. Bogu ducha winnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o świetlicach połączonych ze stołówką i nie mogę sobie wyobrazić, jak to wszystko działa. Gdzie trzymacie gry, kredki, plecaki? Co robicie, jak zaczynają się obiady? Wychodzicie na boisko szkolne? Jednym słowem te dwie moje sale świetlicowe, ja mogę uważać za oazę spokoju.

      Usuń
  2. W świetlicy pracuję drugi rok, mam dzieci z kl. I-VI. Od początku września powtarzałam uczniom, że po wejściu do sali należy ułożyć pod ścianą plecaki w jednym rzędzie, potem usiąść i pozwolić mi sprawdzić obecność. W końcu udało się! Dzieciaki zrozumiały, że im wcześniej uporamy się z "formalnościami", tym szybciej będą mogły robić to, co lubią. "Dzielę" salę na części: przy stolikach w prawym rogu siadają uczniowie odrabiający zadania domowe, przy innych wykonujący prace plastyczne, a na dywanie te, które układają klocki.
    Cały czas pracuję nad ideą tzw. cichych zajęć, w czasie których bawiące sie dzieci mogą ze sobą rozmawiać możliwie najciszej, żeby inni mogli w spokoju odrobić lekcje. Wierzę, że kiedyś i to wyjdzie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że znalazła Pani sposób na szybkie załatwienie formalności. My ciągle jeszcze nad tym pracujemy ;) i nad całą resztą rzeczy - sprzątanie po sobie, ustawianie się, odkładanie plecaka na półkę.... Ja też wierzę, że wkrótce nad tym wszystkim zapanujemy :)

      Usuń
  3. Wszystko jest wszędzie. W czasie obiadu 100 dzieci a pozostałe kłębią się stłoczone przy 4 stolikach. Masakra.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupełnie jakbym czytała o sobie ;) Bardzo dobrze to rozumiem. Czasami przychodzę do domu po pracy zadowolona, bo było bardzo fajnie ;) Ale czasami mam ochotę to rzucić i uciec gdzie pieprz rośnie ;) zdarza się, że ten hałas, chaos i zbyt duża ilość dzieci mnie wykańcza i staram się jakoś przetrwać :) Ale i tak liczę że kolejny dzień będzie lepszy :) Mam głównie pod opieką klasy pierwsze i czasami jest bardzo ciekawie ;) Dopiero minął wrzesień a jestem bardzo zmęczona ;D Ale co poradzić, bywają też całkiem miłe dni;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O posiłku przypominam sobie, gdy już burczy mi w brzuchu ;) Fajny blog, bo pokazuje jak na prawdę wygląda życie w świetlicy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty